Ojciec Chrzestny Terroryzmu - Film Dokumentalny - Dokument Lektor PLNieskończony Świat - na tym kanale czekają na Ciebie niesamowite wydarzenia i zjawiska, o Ojciec chrzestny 2 Format : matroska Length : 4.35 GiB for 3h 22mn 06s Video #0 : AVC at 2642 Kbps Aspect : 1920 x 1080 (2.388) at 23.976 fps Audio #0 : AC3 at 384 Kbps Infos : 6 channels, 48.0 KHz Audio PL - Lektor ----- Ojciec chrzestny 3 Format : matroska Length : 4.34 GiB for 2h 50mn 15s Video #0 : AVC at 3197 Kbps Ojciec Chrzestny II - TVN Fabuła zapowiedz 2016. YodaZgredek. 2:46. Ojciec Szpiler Trailer Pl, W Kinach Od 21 Marca 2014 Caly Film Info W Opisie. Ipol. Trending Vay Nhanh Fast Money. Dziękujemy, że wpadłeś/-aś do nas poczytać o trendach, filmach i serialach. Pamiętaj, że możesz znaleźć nas, wpisując adres może wniosek, jaki nasuwa się po ostatnim zdaniu powyższego wstępu, wprawi czytelników w konsternację. Jak to „Ojciec chrzestny III” jest dobry? Przecież to najgorsza część trylogii. Właśnie tak w zbiorowej świadomości funkcjonuje bowiem oryginał z 1990 roku. Cały dyskurs, jaki wokół niego się toczył i wciąż przecież toczy, umieszcza go w kontekście wybitnej „jedynki” i jeszcze wybitniejszej „dwójki”. W takim towarzystwie film rzeczywiście nie wypada i nigdy nie będzie wypadał najlepiej. Ale przez podobne podejście nie mówimy, że wciąż jest dobry, a wręcz bardzo dobry. Otrzymał w końcu siedem nominacji do Oscara. I chociaż Amerykańska Akademia Filmowa wielokrotnie w swojej historii popełniała błędy, to nie był jeden z nich. Winę za nasze niepamiętanie o tym fakcie ponosi wytwórnia. Francis Ford Coppola w ogóle nie chciał robić trzeciej części „Ojca chrzestnego”. Nic dziwnego. Dwie pierwsze stanowią zamkniętą całość. Ostatnia odsłona trylogii powstała 16 lat po premierze poprzedniej tylko dlatego, że w latach 80. reżyser zaliczył kilka wpadek i miał nóż na gardle. Pod wpływem Paramountu zmuszony był wrócić do swojej gangsterskiej epopei, aby napisać jej epilog. Od początku miał on nosić tytuł „The Godfather Coda: The Death of Michael Corleone (wg polskiego tłumaczenia „Ojciec chrzestny Mario Puzo, Epilog: Śmierć Michaela Corleone). Studio uparło się jednak, żeby brzmiał on „The Godfather: Part III”. Z tego względu, chcąc nie chcąc, musieliśmy o filmie myśleć w kontekście „jedynki” i „dwójki”. Teraz mamy szansę odciąć się od ich spuścizny i faktycznie spojrzeć na jakość produkcji. Bo pierwszym, co zrobił twórca, była właśnie zmiana nazwy na zgodną z pierwotnymi zamierzeniami.„Ojciec chrzestny Mario Puzo, Epilog: Śmierć Michaela Corleone” ma inny niż w „trójce” początek i zakończenie. Nie chodzi tu o nowe sceny. Dając wyraz starej prawdzie, że montaż jest istotą kina, Coppola postanowił pobawić się długością i kolejnością widzianych już ujęć. Nowa wersja filmu rozpoczyna się od tego, jak Michael Corleone dobija interesu z arcybiskupem Gildayem. W oryginale działo się to dopiero w okolicach 40 minuty. Taka zmiana czyni intrygę finansową bardziej klarowną. Od razu jesteśmy w nią wrzucani i wiemy, jak kluczową rolę spełnia w fabule. Dalej wszystko rozgrywa się mniej więcej tak jak poprzednio. Obserwujemy poczynania głównego bohatera, który próbuje odciąć się od nielegalnych interesów, ale ciąg wydarzeń mu na to nie film to spowiedź głównego bohatera. W toku narracji spogląda na swoje życie, nakręcając spiralę nostalgii, skruchy i strachu. Będąc już starszym człowiekiem, Michael jest rozdarty między zbrodniczą przeszłością, a chęcią odcięcia się od niej. W jednej ze scen krzyczy, że wszystko, co robił, wynikało z obawy o życie jego najbliższych. „Epilog” opływa emocjami, a za pomocą wprowadzonych zmiana Coppola sprawia, że zyskują one nowego wymiaru. Dzięki zastosowanym przez niego zabiegom jeszcze ewidentniej niż poprzednio jest to wielowymiarowa opowieść o duszonym w sobie żalu, rozliczeniu z przeszłością i fatalistycznym kręgu przemocy. Za sprawą montażowych zabaw reżysera fabuła stała się bardziej przejrzysta i czytelna. Z produkcji zniknęło kilka scen, a inne zostały odpowiednio przycięte i z tego względu film okazuje się też bardziej dynamiczny i świeży. Oryginał oglądany dzisiaj momentami sprawia wrażenie archaicznego, na siłę przedłużanego i niepotrzebnie tautologicznego. Tutaj tego nie ma. Coppola zrezygnował ze wszystkich pustych ujęć, przez co „Epilog” pod względem narracyjnym jest nowoczesny i szybki. Decyzja o skróceniu czasu jego trwania wyszła opowieści na dobre. Pierwowzór miał jednak problemy, których nawet najlepszy montażysta nie mógłby przykryć. Po premierze „trójki” dużo mówiło się o roli Sofii Coppoli. I to w bardzo negatywnym kontekście. Córka reżysera była mieszana z błotem. Nic nie jest w stanie tego zmienić, ale oddając jej sprawiedliwość, należy zaznaczyć, że w ostatniej chwili zastąpiła Winonę Ryder i nigdy nie była predestynowana do zastania wielką aktorką.„Ojciec chrzestny Mario Puzzo, Epilog: Śmierć Michaela Corleone” to nic innego jak ostatnia część trylogii w nowym opakowaniu. Cierpi z powodu niektórych problemów oryginału, jednakże smakuje już zupełnie inaczej. Co prawda, można polemizować, czy film potrzebował takiego liftingu, ale Coppola bez wątpienia stanął na wysokości zadania i nadał mu drugie życie. Dzięki temu oddycha pełną piersią, dostarczając emocjonalnych uniesień na najwyższym poziomie. Wciąż nie jest lepszy od żadnej z dwóch poprzednich części. Niemniej powinien zamknąć usta wszystkim maruderom. Jako tytułowa coda, czyli w nomenklaturze muzycznej podsumowanie, sprawdza się znakomicie. Dokładnie tak jak miało to się stać zgodnie z pierwotnymi intencjami reżysera i autora książkowego oryginału. Najlepsze filmy ogląda się dobrze nawet po latach od premiery. Choć trzeba przyznać, że nie wszystkie hity kinowe dobrze znoszą próbę czasu. Sprawdź, które tytuły zdecydowanie nadal robią wrażenie, nawet oglądane kolejny Chrzestny – gangsterski film wszechczasówEkranizacja powieści Mario Puzo autorstwa Francisa Forda Coppoli w gwiazdorskiej obsadzie ( Marlon Brando, Al Pacino i Robert Duvall). Chociaż to produkcja sprzed pół wieku, losy członków mafijnej rodziny Corleone również dziś nie pozostawiają widza obojętnym. Absolutny klasyk gatunku, który regularnie pojawia się w zestawieniach najlepszych filmów w historii na Shawshank – doceniony po latachCo ciekawe, choć poruszający obraz Franka Darabonta na podstawie opowiadania Stephena Kinga często wymienia się dziś wśród filmów wszechczasów, po premierze w 1994 roku nie przyciągnął do kin wielkich tłumów. Świetna realizacja i znakomite aktorstwo – to tylko niektóre zalety tej epickiej opowieści o młodym urzędniku, który zostaje niesłusznie skazany na dożywocie w tytułowym więzieniu również: Najbardziej dochodowe filmy w historiiPulp Fiction – kultowy film Quentina Tarantino z plejadą gwiazdTrzy wątki kryminalne splatają się w jedną, przedstawioną w niechronologiczny sposób całość. Legendarnymi scenami z filmu i pamiętnymi dialogami można by obdzielić kilka produkcji. To samo dotyczy znakomitej obsady ( John Travolta, Samuel L. Jackson, Uma Thurman, Bruce Willis, Harvey Keitel i Christopher Walken). Wybuchowa rozrywka na najwyższym poziomie!Lot nad kukułczym gniazdem Za każdą wielką fortuną kryje się zbrodnia…(Honore Balzac – motto książki Mario Puzo “Ojciec chrzestny”)Kilka słów tytułem wstępuPierwsza część Ojca chrzestnego to absolutny klasyk, który wyznaczył ramy gatunkowe filmu gangsterskiego. Stał się swoistym wzorcem, do którego porównywano kolejne obrazy o tej tematyce. To kompletna całość, złożona z kilku uzupełniających się płaszczyzn. Z jednej strony stanowi portret mafijnej rzeczywistości w skali makro, z drugiej – jest historią rodziny, której członkowie są powiązani skomplikowaną siecią wzajemnych zależności. Jednocześnie te układy rodzinne przekładają się na funkcjonowanie mechanizmu całości imperium Don Vito, opartego nie na funkcjach i zadaniach, ale na relacjach międzyludzkich. Za każdym działaniem stoi człowiek – wraz ze swoimi zaletami i wadami, przekonaniami, doświadczeniami, obciążającą go przeszłością. W Ojcu chrzestnym widać to wyraźnie. Ten portret w żadnej chwili nie jest bezosobowy, wnika tak głęboko, że chwilami staje się wręcz i szacunek nie są jedynie martwą literą – widzimy ich realizację w praktyce i implikacje, które ze sobą po mistrzowsku operuje obrazem, doskonale wie, kiedy słowa nie są potrzebne, kiedy wystarczy tylko symbol, zasygnalizowanie czegoś, wskazanie tropu. Rytm filmu jest wyznaczany przez kolejne akordy, pomiędzy którymi stale wzrasta napięcie. A zatem zamach na Don Vito, wyrok Michaela na Solozzo, śmierć Apollonii, brutalne zabójstwo Sonny’ego i końcowa sekwencja w kościele. Każda z tych scen jest jednocześnie końcem poprzedniego etapu i zapowiedzią kolejnego. Finał stanowi podsumowanie, jest naturalną konsekwencją i sumą wszystkich wydarzeń. Jednocześnie jednak konstrukcja filmu, dzięki umiejętnie rozłożonym akcentom, pozwala nam nie tylko angażować się w samą akcję jako taką – ale także zostawia miejsce na obserwację i refleksję. Śledzimy ewolucję Michaela, jednocześnie nie tracąc z oczu obrazu całości, oceniamy Sonny’ego przez pryzmat pełnego godności i spokoju Don Vito, Wojna Pięciu Rodzin jawi się nam przez pryzmat zmian i dramatów dotykających osobiście członków rodziny Corleone. Tradycja i szacunek nie są jedynie martwą literą – widzimy ich realizację w praktyce i implikacje, które ze sobą niosą. Każdy element jest tutaj ważny dla funkcjonowania całości i każdy wnosi dodatkowy motyw w interpretacji rzeczywistości, którą portretuje Coppola. To właśnie jest podstawowy sekret – przejście od szczegółu do ogółu, dowodzące, że potęga nie jest – i nie może być – rola Brando pozwala pojąć, co oznacza prawda, że tam, gdzie jest największa siła, kryje się także największe cierpienie. Don Vito jednak jest w Ojcu chrzestnym przede wszystkim Ojca chrzestnego to także, a właściwie może przede wszystkim, zasługa aktorów. Bezsprzecznie pierwsze skrzypce gra tutaj Marlon Brando – posępny i groźny, jednocześnie jednak potrafi być przejmująco ludzki, jak w scenie, gdy zjawia się u Bonasery i mówi “spójrz, jak zmasakrowali mojego chłopca”. Brando oddaje całą złożoność postaci Don Vito – skontrastowanie słabości jego starzejącego się ciała z niezłomnością ducha. Nawet gdy wydaje się słaby i niedołężny, nadal czuje się promieniującą z niego potęgę i autorytet. Jest władcą, który jednak wie, kiedy należy ustąpić pola. Rozgrywa swoje karty za pomocą idealnego połączenia mimiki, głosu i właściwie dobranych do sytuacji słów. Wielka rola Brando pozwala pojąć, co oznacza prawda, że tam, gdzie jest największa siła, kryje się także największe cierpienie. Don Vito jednak jest w Ojcu chrzestnym przede wszystkim symbolem. Ciężar filmu w większości spoczywa na barkach Ala Pacino, ponieważ to przez pryzmat Michaela obserwujemy pozorną stabilność, gwałtowne zachwianie i nadejście nowej potęgi imperium Corleone. To jego metamorfoza, jego kolejne doświadczenia, jego decyzje wyznaczają rytm filmu. Al Pacino perfekcyjnie ilustruje przejście od pewności do zagubienia, od zagubienia do decyzji, od decyzji do świadomości, od świadomości do poczucia mocy w życiu Michaela. Wspaniała rola młodziutkiego Pacino, wbrew niektórym opiniom, wcale nie niknie w cieniu wielkiego Brando – stanowi konieczne wykończenie postaci Don Vito. Dla tych, którzy zapoznali się z kolejnymi dwiema częściami, jest przy tym jasne, że Pacino w jedynce dopiero rozkładał można pominąć również kreacji Jamesa Caana – brutalnego, chropawego, pierwotnego Sonny’ego, u którego zapalczywość idzie w parze z absolutną rodzinną lojalnością, a przede wszystkim – Toma Hagena w interpretacji Roberta Duvalla. Rola trudna i wymagająca wielkiej wrażliwości, Hagen symbolizuje bowiem prawość, poświęcenie i oddanie, połączone ze znakomitą intuicją i żelaznym rozsądkiem. Rozumie Don Vito najlepiej z całej rodziny, wciąż jednak trzyma się o krok w tyle. Jest elementem harmonii – bardzo pozytywna postać, która jednocześnie angażuje się w najciemniejsze sprawy Rodziny, pozostając cały czas ludzką i szczerą. Jeden fałszywy ruch i Hagen mógłby stać się papierowy albo niedorzecznie sentymentalny. Robert Duvall jednak trzyma klasę, co było wyzwaniem aktorskim trudnym zarówno ze względu na pułapki czające się w postaci Hagena, jak i na towarzystwo Brando i Pacino. Znakomicie przedstawione rozgraniczenie pierwszego i drugiego planu to trafiony w dziesiątkę zabieg reżysera – dzięki temu wszystkie te osobowości aktorskie nie przytłaczają się można mieć żal do Coppoli o niemal całkowite pominięcie wątku Johnny’ego Fontany czy marginalne zaznaczenie romansu Sonny’ego i Lucy Mancini (przez co geneza postaci Vincenza w trójce jest mało klarowna), to jednak bezwzględnie wydobył z książki Mario Puzo wszystko to, co najlepsze, po mistrzowsku przekładając materię słowa na język obrazu. Dzięki temu, jak również dzięki oprawie muzycznej Nino Roty i kreacjom aktorskim najwyższej próby, powstał obraz, który należy do największych arcydzieł wszech rzadko się zdarza, by sequel dorównywał pierwszej części, a nawet miejscami ją przebijał. Tak jednak właśnie się stało w przypadku drugiej części Ojca rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, w późnych latach pięćdziesiątych i w latach dwudziestych XX wieku. Śledzimy na przemian losy młodego Vita Corleone i jego syna Michaela, mając na bieżąco porównanie postaw dwóch pokoleń – jednego w drodze na szczyt, drugiego w dobie utrwalania potęgi. Jednocześnie druga część jest zapisem rozpadu rodziny i upadku sycylijskiej tradycji, obrazem przemiany świata, konieczności borykania się z nową rzeczywistością. Nawet jeśli faktycznie odrobinę przyćmiony w pierwszej części przez charyzmatyczną kreację Marlona Brando, tutaj Pacino w pełni rozwija skrzydła, tworząc z porywającym Robertem de Niro duet idealny, pomimo tego – a może częściowo właśnie dlatego – że nie mieli ani jednej wspólnej sceny – z przyczyn oczywistych. Coppoli marzyło się, by Brando zagrał Vito również w sequelu, jednak ten pomysł upadł na rzecz kandydatury de Niro, który wywiązał się z zadania śpiewająco. Jego ruchy, mimika, głos są doskonale zharmonizowane z tym, co prezentował Brando, odtwarzając Vito w dojrzałym wieku, a jednocześnie przesycone energią, męską siłą, dynamizmem człowieka u progu życia. U boku tej dwójki, prawdę mówiąc, cała reszta przestaje się liczyć, chociaż nie można pominąć tutaj Lee Strasberga, który wcielając się w Hymana Rotha staje się niejako prekursorem Eliego Wallacha w trójce – Roth i Altobello mają ze sobą zaskakująco dużo wspólnego, zresztą ich rola w budowaniu akcji jest podobna. Są tak samo dwulicowi, tak samo podstępni, tak samo skupieni na dbałości o własny interes. I wreszcie John Cazale, któremu przypadła w udziale rola Fredo, wybitnie tragiczna, niepokojąco bezradna, wzbudzająca po równi współczucie – właściwie litość – i pewien rodzaj opinie o pierwszych dwóch częściach trylogii nie towarzyszyły już jednak ostatniej, trzeciej części. Pojawiały się głosy, że jej powstanie nie było potrzebne, że zakończenie Ojca chrzestnego II wystarczająco wyczerpuje temat i nic nie należało dodawać. Być może faktycznie sprawność fabularna ostatniego filmu duetu Coppola-Puzo nie dorównuje poprzedniczkom, brakuje tutaj wartkości akcji, idealnego wyważenia pierwszego i drugiego planu, napięcia. I może faktycznie byłby to film słaby, gdyby nie jeden element – mianowicie kreacja Ala arcydzieła i jeden bardzo dobry film to dość, by zapewnić trylogii Ojca chrzestnego poczesne miejsce w annałach wpisyW przypadku Pacino cała trylogia jest w sumie budowaniem całościowej wizji jednej, kompletnej roli – widzieliśmy go w jedynce w drodze do przemiany w twardego gangstera, w dwójce u szczytu możliwości, jednocześnie potężnego i wewnętrznie osamotnionego, i teraz w trójce obserwujemy upadek Michaela Corleone, który coraz bardziej ugina się pod presją, gaśnie w oczach, desperacko walczy z wiatrakami. Starość Don Michele jest w interpretacji Pacino przejmująco dramatyczna, pełna smutku i bólu, wahań, niepewności, otwierających się starych ran. Krzyk rozpaczy na schodach opery to poezja kina w czystej postaci – esencja najwspanialszego z możliwych aktorstwa – maksimum treści w kilkunastu sekundach niesie, że obsadzenie w roli Vincenzo Andy Garcia zawdzięcza zewnętrznemu podobieństwu do Pacino – dzięki niemu objęcie schedy ma bardziej wyrazisty wymiar. Vinnie jest znakomitym połączeniem cech Sonny’ego – biologicznego ojca – i Michaela, swojego faktycznego opiekuna. Baza osobowości to jednak nie wszystko, Garcia portretuje też z dużą subtelnością etapy rozwoju Vincenta, który świadomie rezygnuje z komfortu pełnej niezależności, z niezawisłości osobistej, bez żalu, bez wyrzutów sumienia. Pod kierunkiem (chociaż niekonieczne pełnym aprobaty) Michaela, przy zakulisowym wsparciu Connie, Vincent dojrzewa, nabiera rozpędu, konkretyzuje swoje marzenia. Garcia stanowi dla Pacino znakomite uzupełnienie, a ich pełna ciepła relacja to jeden z nielicznych pozytywnych akcentów tego raczej gorzkiego i smutnego obrazu. Dwa arcydzieła i jeden bardzo dobry film to dość, by zapewnić trylogii Ojca chrzestnego poczesne miejsce w annałach kina. Do dziś pozostaje absolutnym klasykiem kina gangsterskiego, najlepszym portretem mafijnej organizacji, jaki pojawił się na ekranach, swoją siłę zawdzięcza jednak psychologicznej prawdzie i szczerości niejednokrotnie brutalnego przekazu. Ojciec chrzestny to saga o kilku wymiarach interpretacyjnych, słabiej bądź silniej zarysowanych w trzech kolejnych częściach – z jednej strony tworzących całość, z drugiej – wyraźnie od siebie odrębnych.

ojciec chrzestny 3 cały film